Bohater drugoplanowy (10)
W „Przygodach Tomka Sawyera” jest scena, gdzie skrzywdzony przez cały świat Tomek snuje wizję, jak wszyscy płakaliby, gdyby teraz umarł. Wyobraża sobie kondukt żałobny, w którym maszerujący żałują tego, jak go potraktowali. Płaczą, że nie zdążyli przeprosić Tomka, kiedy jeszcze żył. Kiedy po raz pierwszy przeczytałem tę scenę, pomyślałem, że jest o mnie. Dawniej byłem jak Tomek, obrażałem się na świat i byłem gotów rzucić wszystko, skoro nic mnie już tu nie trzyma. Nigdy nie uciekłem z domu. To znaczy, nie ciałem. Uciekłem razem z Tomkiem, Joe Harperem i Huckiem Finnem na małą wyspę. Kiedy tylko ktoś po mnie krzyczał zamykałem się w książkach. Później coraz częściej sam zaczynałem te książki pisać. W zasadzie to próbować pisać.
Tego dnia zebrałem od Martyny ochrzan. Kuzynka Tośka doniosła jej, co się dzieje z Łucją. Miała więc do mnie pretensje, że nie pomagam siostrze.
– Przepraszam – wyraziłem skruchę.
– Kurczę, ty w ogóle nie ogarniasz spraw sercowych. Z takim nastawieniem nigdy nie znajdziesz dziewczyny – wygarnęła mi.
– To co mam zrobić?
– Zagraj z Łucją w jakąś grę, rozśmiesz ją, cokolwiek! – Wzruszyła ramionami. Sama nie znała odpowiedzi.
Nie potrafiłem opowiadać dowcipów, nie byłem dobrym towarzyszem do gry. Ale miałem swój oręż. Ledwo po przyjściu do domu usiadłem przy biurku i po raz pierwszy od pracy konkursowej napisałem nową historię. Opowiadała o zombi Alfredzie, który wyszedł z trumny zobaczyć, jak wygląda teraz świat, ale rozczarowany postanowił wrócić na cmentarz.
– Przeczytasz? – poprosiłem Łucję.
– Nie chcę – odparła markotnie.
– Proszę. Będę dla ciebie miły, nie będę ci już w niczym przeszkadzał i wyniosę za ciebie śmieci. Pomyję też naczynia, ale przeczytaj – nalegałem. Ze złością przyjęła ode mnie kartki.
Zostawiłem ją sam na sam z Alfredem. Stałem pod drzwiami, lekko nasłuchując. Odetchnąłem z ulgą, kiedy usłyszałem, jak się śmieje. Zabawne perypetie Alfreda miały ledwo sześć stron, ale upchnąłem w nich tyle lekkiego humoru, ile tylko sześć stron może pomieścić. Poziom żartów i satyry nie był zbyt wygórowany, ale chciałem odwrócić tylko jej uwagę od Daniela. Wieczorem dostałem najlepsze podziękowania, jakie moja siostra mogła powiedzieć.
– Wiesz, mógłbyś napisać kontynuację.
Szkolne korytarze w tej części świeciły pustkami. Zmierzałem akurat do biblioteki po nową książkę. Kiedy zobaczyłem ich na schodach, odruchowo schowałem się za róg. Nie zdążyli mnie zauważyć. Już od dłuższego czasu starałem się z nimi nie spotykać, więc nie chciałem zostać dostrzeżonym. Ciekawość podkusiła mnie, bym ukradkiem rzucił okiem w ich stronę.
– Słyszałem, że ostatnio nawrzeszczałaś na Otiego – powiedział cicho Adrian. Wytężyłem słuch, choć wszystko we mnie krzyczało, że powinienem stąd uciekać.
– Poszło o Łucję. Zakochała się w moim kuzynie, a kuzyn znalazł akurat sobie dziewczynę. Kurczę, to strasznie podłe być obiektem czyjejś sympatii i nawet tego nie dostrzegać – odpowiedziała. Poczułem nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej. – Ty nigdy tak nie miałeś, że jakaś dziewczyna się w tobie podkochiwała?
– Nawet często – przyznał. – Ale nie byłem nimi zainteresowany. One mnie nie znały. Podobała im się moja buźka i to, że gram w piłkę. Żadna nie zadała sobie trudu, by dowiedzieć się, jaki jestem naprawdę.
– Ja wiem, jaki jesteś – zaszczebiotała radośnie. Nie powinno mnie tu być. Jeśli ktoś podsłuchuje protagonistów, to jest czarnym charakterem.
– Tak, ty wiesz – przyznał. – I ja najpierw cię dobrze poznałem, zanim uświadomiłem sobie, że się w tobie zakochałem.
– A pamiętasz w ogóle jak się poznaliśmy?
Uciekłem. Nie mogłem, nie chciałem, nie powinienem tego słuchać.
Odetchnąłem z ulgą, dopiero gdy znalazłem się daleko. Pamiętałem dobrze pierwsze spotkanie Martyny i Adriana. W końcu to ja ich ze sobą poznałem. To był wrzesień pierwszej klasy liceum. Ostatnią lekcją był wuef. Martyna czekała na mnie przed szkołą, żebyśmy razem wrócili do domu. Wtedy przedstawiłem jej Adriana.
Teraz to już bez znaczenia. Nie chciałem być dla nich balastem. Po prostu się odsunę, ustąpię miejsca i zapomnę o tym, co usłyszałem.
Patrzyłem w wieczorne zachmurzone niebo. Było już ciemno. Nie wiem, czego szukałem. W zasadzie, to chyba niczego nie szukałem. Ostatnio sporo się wydarzyło. Przypominałem sobie na chłodno te wszystkie chwile. Zdaje się, że znowu dałem ciała.
– Tak bardzo chcesz mi pomóc? – zapytał Łukasz.
– W czym?
– W nauce. Widzę, że postanowiłeś zostać modelem, na którym będę mógł się uczyć o odmrożeniach – prychnął pogardliwie. Stanie na mrozie w śniegu bez kurtki i w trampkach rzeczywiście nie było zbyt mądrą decyzją.
– A nie, ja tylko tak... – spróbowałem się usprawiedliwić, ale tak naprawdę nie miałem nic do powiedzenia.
– Mnie to wsio odin, ale mama nie będzie zachwycona.
– Chyba rzucę pisanie – wyznałem. – Jest wielu lepszych ode mnie.
Nie skomentował, nie obchodziło go to. Łukasz nie czytał moich opowiadań, nie był nimi zainteresowany. Milczeliśmy dłuższą chwilę.
– Słuchaj szczylu, bo nie będę powtarzać – powiedział spokojnie. – Jak masz jakieś problemy, to nie do mnie, bo ja i tak ci nie pomogę. Dlatego nawet nie próbuj zawracać mi głowy. Musisz sobie jakoś inaczej poradzić. Zamiast stać na mrozie w poszukiwaniu hipotermii po prostu rozwiąż swoje problemy – poradził i wrócił do domu. Wkrótce poszedłem w jego ślady.
Łukasz jak zwykle miał rację – muszę sobie poradzić. Z tym, że ja nie miałem problemów. Jeszcze.
Komentarze (3)
"Uciekłem. Nie mogłem, nie chciałem, nie powinienem tego słuchać." – ale ja lubię takie pojedyncze akapity
" zapomnę o tym, co usłyszałem." – powodzenia. Ja ilekroć próbowałam – nie udawało się...
"spróbowałem się usprawiedliwić" – powodzenia.
"Mnie to wsio odin" – nie jestem pewna czy tak miało być...?
Od razu dwie części buahaha
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania