O mnie
Idąc warszawskim chodnikiem zauważasz go - siedzi na zielonej ławce. W prawej dłoni trzyma książkę, a w lewej długi, szary szalik. Z jego oczu, cienkim strumieniem, ciekną łzy.
Wygląda jak potłuczona chińska waza - w tej eksplozji czerni i bieli widać, kim był i kim się stał.
Zastanawiasz się, czy do niego podejść, zapytać, czy coś się stało. Czy jakoś możesz mu pomóc.
Kiedy już podjąłeś decyzję, żeby go minąć - niech sam zmaga się ze swoimi problemami - zauważasz, że to, co trzyma w prawej dłoni, to nie książka, a album.
Co dziwniejsze, nie ma w nim żadnych zdjęć. Jedynie białe kartki zapisane po brzegi czarnym, pochyłym pismem włożone na miejsce fotografii; jakby opróżnił album ze wspomnień i zastąpił je nowymi - pisanymi.
To sprawia, że zaczynasz się nim interesować. Dosiadasz się obok niego i uśmiechasz się nieznacznie.
Nawet na ciebie nie patrzy. Puszcza szalik i przebiega palcem po skrawkach papieru.
- Czy mogę przeszkodzić? - pytasz niepewnie i już widzisz jego twarz.
O Boże - mówisz w myślach. Piękny byłby z niego nieboszczyk.
Niezwykle blada twarz, mętne, niebieskie oczy i sine wargi sprawiają, że wygląda, jakby przed chwilą wstał z trumny.
Ale czujesz jego ciepło - mimo gwaru niemal słyszysz bicie jego serca.
Patrzy się na ciebie badawczo.
-Jasne - uśmiecha się niepewnie i błyskawicznie ściera łzy z policzków. Czym sobie zasłużyłem na ten zaszczyt?
Nie wiesz, czy być wobec niego szczerym. Zdaje się wyczuwać każde kłamstwo na kilometr.
- Album - brzmi to w twoich ustach jak pytanie. - Co w nim jest?
Nieznajomy uśmiechnął się - jak pięknie było widzieć go szczęśliwego -zamrugał powoli oczami i powiedział:
- To kawałki mojej duszy.
Pseudo-pisarz, pseudo-poeta, pseudo-artysta, pseudo-królik, pseudo-inteligent, pseudo-człowiek. Osoba, która nigdy nie kończy zaczętych opowiadań ( być może, do czasu)