Poprzednie częściZakręty losu cz. 1

Zakręty losu cz. 5

– Wysiadaj, ja poprowadzę – rzucił do dziewczyny, która kompletnie zdezorientowana, opuściła miejsce kierowcy.

Ruszył jak wariat. Jechał ponad setką, kompletnie nie zwracając uwagi na policję. W końcu Amy zapytała:

– David, co się dzieje?

– Levi zniknął i ma broń. Musimy go znaleźć, i to szybko, zanim zrobi jakąś głupotę.

– David, zwolnij. Jak policja nas zatrzyma, to nigdzie nie dojedziemy – stwierdziła dziewczyna.

Miała rację, więc chłopak zdjął nogę z gazu.

– Dzwoń do niego. – Podał pasażerce swój telefon.

Amy zadzwoniła, ale telefon młodszego faceta nadal był wyłączony.

– Kurwa, Levi, nie rób żadnych głupot – gadał pod nosem David.

– Boisz się, że kogoś zastrzeli? – zapytała Amy, też już odrobinę zdenerwowana.

– Nie kogoś, tylko siebie. – Usłyszała.

Chłopak zatrzymał się przy skateparku i szybko wysiadł, a Amy za nim.

– Levi! – krzyknął głośno David.

Bez odzewu.

– Stary, odezwij się, jeśli tu jesteś! – wrzeszczał chłopak, ale nikt nie odpowiadał.

Zszedł na rampy i zaczął chodzić wkoło. Obszedł wszystkie, ale przyjaciela tam nie było.

– Jedziemy do lunaparku. Prowadź – rzucił do Amy i wsiadł na fotel pasażera.

Dziewczyna zaraz ruszyła, a David znów usiłował połączyć się z kumplem, ale na próżno.

– Kurwa, zatłukę tego gnoja! Jak tam wpadnę, połamię mu wszystkie gnaty, ale tak, że już do końca życia nie wstanie z wózka! Przysięgam, jeśli coś stanie się Leviemu, zabiję bydlaka! – klął na ojca przyjaciela.

– David, uspokój się. Znajdziemy go – powiedziała brunetka. Była trochę oszołomiona, zwłaszcza, że nie znała przyczyny.

– Może być już za późno.

– Myślisz, że miałby odwagę pociągnąć za spust?

– Ja nie myślę, ja wiem. Już raz próbował się zabić, jak miał osiemnaście lat. Ojciec przyjebał się do niego za jakąś drobnostkę, co urosło do rangi kryzysu, jak to zwykle u niego bywało. Pijany w sztok zaczął mu wyrzucać, oczywiście dla zabawy, że jest wpadką, że niepotrzebnie się urodził i powinni go wyskrobać. Gadał jeszcze kilka innych rzeczy, ale już nie pamiętam, co. Pech chciał, że zbiegło się to w czasie, w którym stracił dziewczynę, poza którą świata nie widział. Tak się zdołował, że wlazł do pustej wanny i podciął sobie żyły brzytwą ojca. Chciał to załatwić szybko, więc walnął po trzy sznyty na każdej ręce. Leżał tam ze dwie godziny i się wykrwawiał. Do tej pory myślę, że to chyba cud – bo zbiegiem okoliczności bym tego nie nazwał – że matka wróciła wcześniej z pracy. Powinna być trzy godziny później. Po takim czasie na pewno by już nie żył. Jak weszła do łazienki, o mało nie zemdlała – gość był cały we krwi. Odratowali go, ale na ojcu nie zrobiło to wrażenia, dalej robi to, co robił. Znam chłopaka od czternastu lat, nie daruje kutasowi, jeśli coś sobie zrobi. Nie powinienem ci tego mówić, bo pewnie nie chciałby, aby obcy znali jego problemy, ale wierzę, że umiesz trzymać język za zębami – rzekł David i na tym zakończył monolog.

Amy była w totalnym szoku.

– To chyba jasne, nie musisz mnie o tym informować – odparła pretensjonalnie.

David milczał. Po kilku minutach było już widać światła lunaparku. Dochodziła dwudziesta trzecia jedenaście.

– Jedź tam, gdzie byliśmy wczoraj – poprosił pasażer i Amy mocniej wcisnęła gaz.

Za chwilę byli na miejscu, ale auta przyjaciela tam nie było. David wyskoczył z samochodu.

– Levi! – wrzasnął. – Lev! – powtórzył, ale nikt nie odpowiedział.

– Kurwa, Amy, gdzie on jest? Już nie mam pojęcia, gdzie go szukać. – David z rezygnacją spojrzał na dziewczynę.

– Levi! – krzyknął jeszcze raz, zrezygnowany, choć wiedział, że robi to bezsensownie. – Kurwa mać! – Kopnął jakąś puszkę i przysiadł na masce.

Amy wzięła go za ręce.

– Spokojnie, pomyśl, może jest jeszcze jakieś miejsce, o którym zapomniałeś?

– Nie ma, jeździmy tylko w te dwa. Jeśli nie ma go tu, to może być wszędzie. Specjalnie pojechał nie wiadomo, gdzie, żebyśmy go nie znaleźli – rzekł David, który już o mało nie płakał.

Dziewczyna go przytuliła, nie wiedziała, co jeszcze może zrobić. Stała przy chłopaku kilka chwil, nagle ten oznajmił:

– Jest jeszcze jedno miejsce, ale wątpię, żeby się tam udał. Kilka kilometrów stąd jest stara rzeźnia, ale nie byliśmy tam od sześciu lat. Znudziła się nam.

– Więc może dlatego tam pojechał – odparła Amy.

– Dobra, jedźmy, ale to raczej bez sensu.

Dziewczyna włączyła długie światła i ruszyła agresywnie. Jak na płeć piękną, prowadziła znakomicie, do tego całkiem inaczej, niż reszta kobiet. Kierownicę trzymała w jednej, nie w dwóch dłoniach, no i nie bała się docisnąć. Zajechali na miejsce po kilku minutach. Amy wzięła latarkę z bagażnika i ruszyli. Dziewczyna miała dobre przeczucie, za budynkiem stał samochód Leviego, ale chłopaka przy nim nie było.

Szli w ciszy, David nie chciał go spłoszyć. Weszli do budynku i tam blondyn znalazł kumpla. Siedział z do połowy pełną butelką wódki i gapił się w podłogę. Broń leżała obok. Nie słyszał chyba, jak weszli, bo nie zareagował.

– Levi – powiedział spokojnie David.

Chłopak od razu zerwał się z miejsca, chwytając rewolwer.

– Nie podchodź! – Przystawił pistolet do głowy.

Ręka mu nawet nie zadrżała.

– Stary, spokojnie, oddaj mi rewolwer – poprosił David, zbliżając się do niego bardzo wolno.

– Powiedziałem, nie podchodź! – wrzasnął Levi i odbezpieczył kciukiem broń, cofając się.

– Dobra, wyluzuj, już nie podchodzę. – David się zatrzymał.

– Po co tu przyjechałeś? Chcę być sam i napić się wódki.

– Matka się martwi. Stary, nie świruj, tylko oddaj broń. – David wyciągnął rękę do przyjaciela.

– Spierdalaj do swojej lali, chcę być sam! – huknął Levi.

– Lev, uspokój się, chcę tylko pogadać – kontynuował David, ruszając powolutku, więc kumpel ponownie zaczął się cofać.

– Kurwa, odejdź, mówię! – Jeszcze mocniej przycisnął lufę do skroni.

David jednak szedł dalej, tylko coraz wolniej, praktycznie się nie poruszał.

– Zatrzymaj się, bo strzelę! – wrzasnął Levi.

Starszy facet zobaczył, że palec na spuście coraz mocniej się zaciska, więc stanął.

– Kurwa, Levi, wszystko będzie dobrze, obiecuję. Oddaj broń, proszę cię. – David ponowił prośbę.

– Idźcie stąd, chcę być sam! Cofnij się! – krzyczał rozgorączkowany chłopak i wycelował do przyjaciela.

– Co? Chcesz mnie zastrzelić? Zrób to – powiedział David, nie ruszając się z miejsca.

Levi stał chwilę i ponownie przyłożył rewolwer do swojej głowy.

– Liczę do trzech. Jeśli się nie cofniesz, naciskam spust! – ryknął rozjuszony.

– Ok, spokojnie. – David cofnął się o trzy kroki.

Kompletnie nie miał pomysłu, jak odebrać broń podminowanemu przyjacielowi. Ten podszedł kilka kroków i zaczerpnął z butelki. Nie odrywał wzroku od kumpla.

– Levi, jedźmy do domu – poprosił blondyn.

– Do jakiego, kurwa, domu?!

– Do mojego. Proszę cię, oddaj gnata.

– Źle zrobiłem. Powinienem zajebać najpierw jego, a potem siebie. Nie pomyślałem o tym! – oświadczył Levi.

Coraz mocniej przyciskał rewolwer do skroni, ale ręka już się trzęsła. – Idźcie stąd, mówię! Chcę zostać sam, czy tak trudno to zrozumieć?! – krzyknął, płacząc.

– Stary, proszę cię, załatwimy to. Gnój pójdzie siedzieć, obiecuję. Oddaj broń. – David nie dawał za wygraną.

– Nie! Nie przekonuj mnie i daj mi spokój! Wyjdźcie stąd, nie chcę, żebyście to oglądali. – Levi zacisnął powieki, jakby chciał strzelić.

– Levi, nieee! – wrzasnął spanikowany David.

Kumpel nadal stał w tej pozycji.

– Stary, kurwa, nie rób tego, błagam cię! – apelował starszy chłopak.

– Więc zostawcie mnie samego! – Powtórzył brunet, ponownie celując do Davida. Totalnie oszalał.

– Dobra, odsunę się trochę – rzekł David i oddalił się o dwa, może trzy metry.

Obejrzał się na stojącą w progu, przerażoną Amy, jakby prosił o radę, ale zaraz znów skierował wzrok na kumpla.

Ten wrócił na miejsce, usiadł i przyssał się do butelki. David zauważył, że matka miała rację, coś było nie tak z jego lewą ręką, bo wszystko robił prawą. Był już mocno podcięty, chyba wypił coś jeszcze prócz tej wódki.

– Mogę się napić? – David postanowił spróbować inaczej, no i chciał, aby przyjacielowi zostało jak najmniej.

Levi wstał i odsunął się do samej ściany, celując do siebie. David odebrał to jako zgodę, więc podszedł powoli i pociągnął porządny łyk.

– Wystarczy! Cofnij się! – rozkazał Levi.

David wycofał się na swoje miejsce, wtedy brunet znów klapnął na drewnianej skrzynce. Starszy z facetów ponownie obejrzał się na dziewczynę, która stała zszokowana, zasłaniając rękoma twarz. Cała trójka milczała. David miał nadzieję, że może dzięki ciszy kumpel choć trochę ochłonie. Levi skończył alkohol, wstał i powoli udał się w stronę drzwi, mierząc do kolegi.

– Stary, gdzie idziesz? Proszę cię, nie wychodź – rzucił skołowany David.

Kumpel milczał.

– Odsuń się! – krzyknął do Amy, która w okamgnieniu zeszła mu z drogi.

Szedł tyłem, trzymając broń w wyciągniętej dłoni, a David powoli za nim.

– Stary, nie wariuj! Gdzie idziesz do cholery?! – ryknął starszy chłopak.

– Zastrzelę chuja! – Usłyszał.

– Lev, opanuj się, to nic nie da. Załatwimy to, przysięgam ci na wszystko, tylko nie wsiadaj do wozu – prosił przerażony David.

Jego słowa nie zrobiły większego wrażenia na kumplu, bo cofając się, szybko dotarł do Toyoty.

– Levi, kurwa, zatrzymaj się!

Bez efektu. Chłopak za chwilę wsiadł do auta i odpalił silnik. David dopadł do klamki, choć wiedział, że drzwi są zamknięte.

– Levi, nie jedź! – Szarpał za uchwyt, ale kumpel zaraz odjechał mu sprzed nosa.

– Kurwaaa! – zaklął starszy chłopak. – Jedź za nim! – krzyknął do dziewczyny, wsiadając do wozu. – Amy, co ja mam zrobić, do cholery?! On go zastrzeli, kompletnie mu odwaliło!

Wziął telefon i wykręcił domowy numer Leviego. Po dłuższej chwili usłyszał ciche: „halo”.

– Jeśli pani mąż chce żyć, niech wyjdzie z domu, i to już! I niech pani nie otwiera Leviemu drzwi, mimo że to pani syn! – rozkazał twardo.

– Dobrze – wydusiła kobieta i odłożyła słuchawkę.

Samochód młodszego chłopaka jechał przed nimi bardzo szybko.

– Kurwa, Amy, jak psy go zatrzymają... nie wiem, co mu wtedy strzeli do łba. Co ten bydlak mu nagadał, że chłopak się tak podłamał?! – krzyczał David.

Dziewczyna milczała, spoglądała tylko raz po raz na chłopaka. David zerknął na czas – kwadrans po północy.

– Jak mu zabrać tę cholerną broń? Dziewczyno, myśl! – wrzeszczał.

– David, nie wiem, nie mam pojęcia – wydukała Amy; nie spodziewała się zapewne takiego zakończenia wieczoru, wychodząc z domu.

Po kilku minutach Toyota zatrzymała się pod domem i Levi wybiegł z niej jak szalony. David wyskoczył za nim.

– Zostań tu. Nie wiadomo, co mu odbije – powiedział do dziewczyny i ruszył za kumplem, który był już przy drzwiach. Nie pukał, tylko walił w nie pięścią.

– Mamo, otwieraj! – krzyczał.

Usłyszał podbiegającego Davida.

– Kurwa! Mówiłem, nie podchodź! – Znów do niego wycelował. – Mamo, otwórz, powiedziałem! – Naciskał dzwonek jak szalony.

– Lev, opanuj się do cholery i oddaj mi broń! – nakazał szorstko starszy chłopak.

– Spierdalaj!

Levi zaczął walić z barku w drzwi, próbując je wyważyć, ale były bardzo mocne. Nie spuszczał stojącego kilka metrów dalej przyjaciela z oczu. W końcu po kilku furiackich próbach wyłamał zamek i wbiegł do środka. Zastał przestraszoną matkę, skuloną na kanapie w salonie. Wbiegł do kuchni, a potem do łazienki, po czym celując do stojącego w progu kumpla, ruszył na górę. Po chwili zbiegł.

– Gdzie on jest?! – zawył do matki.

– Nie wiem, niedawno wyszedł, chyba do baru. – Kobieta ledwo odpowiedziała.

– Nie kłam! Gdzie ten chuj?! – wrzasnął brunet i nagle się odwrócił. – Mówiłem, żebyś mnie nie wkurwiał! Nie dociera do ciebie, frajerze?! – Zagrzmiał na całe gardło, kierując broń w stronę kumpla, który stanął w drzwiach salonu.

– Synu, błagam cię, uspokój się i oddaj pistolet. – Teraz matka ruszyła w jego stronę, więc był już osaczony z dwóch.

– Nie podchodźcie, do jasnej cholery! – ryknął chłopak i strzelił w sufit.

Matka momentalnie usiadła, uderzając płaczem.

– Ostatni raz pytam, gdzie ten gnój?! – Levi cofnął się do regału i wyjął z niego whiskey.

Zaraz już ciągnął z butelki.

– Idź tam! – Pokazał dla Davida okno, po drugiej stronie pokoju.

Chłopak stanął przy nim, a Levi przy wyjściu z salonu.

– Stary, przecież wiesz, że on często wychodzi do knajpy – rzucił David.

– Kłamiesz! Ostrzegłeś go, gnoju!

– Synu, mówimy prawdę, wyszedł kilkanaście minut temu. Błagam cię, odłóż broń! – prosiła zapłakana kobieta.

– Wszyscy kłamiecie! Myślicie, że jestem głupi?! Chcecie mnie uspokoić, bo mam gnata! – wrzeszczał brunet, płacząc.

David znał przyjaciela od ponad czternastu lat, ale nigdy jeszcze nie widział go w takim stanie. Stał, całkowicie zszokowany i patrzył, jak pół butelki alkoholu coraz szybciej znika w ustach młodszego chłopaka. Ten w końcu wypił całość i ruszył tyłem w stronę drzwi. Matka chłopaka zerwała się z kanapy.

– Levi, nie wychodź! Co chcesz zrobić?! – apelowała, rozgorączkowana.

– Znajdę go!

– Synu, wracaj! – Kobieta przemawiała do chłopaka, ale on nie reagował.

Cofał się wolno, kiwając na boki, w końcu wyszedł na zewnątrz. David cały czas szedł za nim, trzymając się kilka metrów z tyłu.

– Stary, nie rób głupot, jeszcze nic złego się nie stało. Oddaj mi broń – poprosił kolejny raz, bardzo spokojnie.

Levi nie odpowiedział, tylko wsiadł do Toyoty i znów się zatrzasnął. Wyrwał jak dziki, a para za nim. Znów jechał szaleńczo, ale teraz już auto nie poruszało się prosto, lecz slalomem.

– Kurwa, co on wyprawia?! – krzyknął zdenerwowany David.

Chłopak coraz mocniej przyciskał gaz, jadąc z boku na bok, w końcu chyba stracił panowanie nad kierownicą i próbując najwyraźniej hamować, gwałtownie skręcił w prawo. Zarzuciło tyłem Toyoty, która przechyliła się na bok i zaczęła koziołkować po asfalcie. Ulica się skończyła i auto stoczyło się z przydrożnego nasypu, obróciło jeszcze kilka razy na trawie i zatrzymało na dachu.

– Jeeezu! – krzyknęła Amy, od razu wykręciła numer pogotowia i wyskoczyła za Davidem, który pobiegł w kierunku dymiącego wozu kumpla.

Padł na kolana przy zgniecionej, lewej stronie auta. Szyba była pobita, a Levi leżał nieprzytomny, z twarzą we krwi. David zanurkował do środka, ledwo wcisnąwszy się przez zmiażdżone okno.

– Przynieś gaśnicę! – wrzasnął z wnętrza.

Po chwili znalazł ręce przyjaciela i chciał wydostać go z auta, ale coś stawiało opór. Wyczołgał się i podbiegł z drugiej strony, z której zgniecenie było nieco mniejsze. Uderzył trzy razy łokciem w okno i wybił szybę. Z tej strony było widać przyczynę niepowodzenia – prawa noga chłopaka przyciśnięta była zgniecionym wnętrzem Toyoty.

David próbował ruszyć żelastwo, ale na darmo. Usłyszał nad głową syk gaśnicy, dziewczyna nie czekała. Siłował się kilka chwil, w końcu wyczołgał się z grata.

– Kurwa, Amy, nie mogę go wyciągnąć! – rzucił, roztrzęsiony.

Znowu wlazł od strony kierowcy i sprawdził puls kolegi – był ledwie wyczuwalny.

– Levi, trzymaj się! – wrzeszczał do kumpla, rozhisteryzowany

Z oddali słychać już było syreny, których dźwięk zbliżał się coraz szybciej. David cały czas ślęczał nad przyjacielem, trzymając palce na jego szyi, w końcu poczuł szarpanie za koszulkę.

– David, wyjdź, już jest straż – poinformowała dziewczyna.

Wylazł z wraku i Amy odciągnęła go kilkanaście metrów od auta. Położył głowę na jej barku, łkając intensywnie. Przytuliła go.

– Wyjdzie z tego, zobaczysz. – Ściskała chłopaka.

David spojrzał na zegarek – za dziesięć pierwsza. Strażacy musieli rozciąć karoserię, żeby wydostać Leviego z pojazdu, w tym czasie policja już wypytała Amy i Davida o przebieg wypadku. Po upływie nieco ponad kwadransa ratownicy wyciągnęli chłopaka z wozu i zaraz znalazł się w karetce, która odjechała na sygnale. Para ruszyła za nią i po kilku minutach byli w szpitalu. David całą górną część koszulki miał w czerwonym kolorze, ręce i twarz także. Dziewczynę też przy okazji pobrudził, przytulając się do niej. Poszedł do łazienki, spłukał krew ze skóry, po czym wrócił i klapnął na krześle, obok Amy.

– Dzięki, że woziłaś mnie pół nocy, ale teraz jedź do domu. Już późno. Rano idziesz do pracy i musisz odpocząć – powiedział, zachrypniętym głosem.

– Posiedzę z tobą.

– Księżniczko, to nie ma sensu, ja będę tu tkwił do rana. I tak już jesteś zmęczona. Jedź, jutro jak skończę pracę, zajdę do was coś zjeść – nalegał chłopak.

– A czy jest sens, żebyś ty tu siedział? Może też jedź, prześpisz się i przyjedziesz po pracy.

– Nie, ja i tak nie zasnę, muszę wiedzieć, co z nim. Proszę cię, jedź, odpocznij.

– Dobrze, ale jakby coś się działo, dzwoń, ok?

– Jasne, zadzwonię.

– I nie siedź tu za długo, też musisz odpocząć – upomniała brunetka.

– W porządku.

– To dobranoc – Dziewczyna mocno uściskała chłopaka mocno i wyszła.

David tkwił na krześle ponad dwie godziny, łażąc w międzyczasie w kółko, w końcu zobaczył lekarza, który przyjmował jego kumpla. Od razu się zerwał i podszedł do niego.

– Co z nim?! – zapytał wystraszony, czując, że będą to bardzo złe wiadomości.

– Pan jest kimś z rodziny? – zapytał mężczyzna.

– Tak, jego bratem – skłamał David.

– Pana brat ma chyba chody na górze. Takie obrażenia i to, że w ogóle żyje po kilkukrotnym dachowaniu samochodem to naprawdę cud, tym bardziej że nie miał zapiętego pasa. Musieliśmy go reanimować, gdyż serce zatrzymało się w karetce i nie powiem, żeby chłopak był chętny do powrotu do żywych. Ponadto prawa noga strzaskana jest w czterech miejscach, musieliśmy ją poskładać i wsadzić w nią metalowy pręt; to on trzyma kończynę w całości. Do tego wstrząśnienie mózgu, przebite prawe płuco, krwotok i trzy złamane żebra. Lewa ręka ma dwa pęknięcia powyżej palców i jedno na nadgarstku, ale to nie jest złamanie spowodowane wypadkiem. Pojawiło się już niewielkie zasinienie, co wskazuje na to, że dłoń została uszkodzona kilka godzin temu. Wygląda, jakby ktoś w nią czymś uderzył. Czy pan coś wie na ten temat?

– Nie wiem, to młody chłopak, być może gdzieś narozrabiał. Czy on z tego wyjdzie? – zapytał zszokowany David.

– Obrażenia są bardzo poważne. Na razie nie możemy nic powiedzieć, musimy czekać – odparł lekarz.

– Mogę go zobaczyć?

– Tak, ale nie na długo – zastrzegł mężczyzna i zaprowadził chłopaka do jednoosobowego pokoju.

Levi leżał podłączony do respiratora. Twarz miał pokaleczoną i obtartą, a nogę, klatkę piersiową i rękę w bandażach. Pod Davidem nogi się ugięły. Usiadł w czerwonym fotelu i położył głowę na rękach. Nie płakał, już wszystko z siebie wylał. Siedział tam kilkanaście minut, w końcu przyszedł lekarz.

– Rozumiem, że chciałby pan zostać? – zapytał wyrozumiale.

– Jeśli jest taka możliwość, to tak.

– Dobrze, tylko dziś, w drodze wyjątku. Tylko proszę wyłączyć komórkę – rzekł facet i wyszedł.

David wyłączył telefon, oparł się o fotel i wpatrywał w przyjaciela. Po głowie chodził mu ojciec kumpla, David obiecał sobie w tym momencie, że mu nie daruje. Po kilkunastu minutach jednak zasnął.

– David, obudź się. – Usłyszał kobiecy głos.

Otworzył zmęczone oczy i zobaczył matkę Leviego.

– Jedź do domu, ja przy nim posiedzę.

– Która godzina?

– Za dwadzieścia dziewiąta. Dopiero znaleźli dokumenty w wozie i mnie powiadomili – rzuciła załamana kobieta.

– Co z Billem?

– Policja go zabrała, powiedziałam im wszystko.

David ciężko ruszył się z fotela.

– Przyjadę po pracy – rzekł i wyszedł.

Włączył telefon i wezwał taksówkę. Był kompletnie zdołowany, niewyspany i zmęczony. O dziewiątej stał w swoim korytarzu. Gdy matka zobaczyła zakrwawione ciuchy syna, oniemiała.

– Boże, David, co się stało?! – zapytała, przerażona.

– Levi miał wypadek – odparł obojętnie chłopak i poszedł do łazienki.

Szybko doprowadził się do porządku, poszedł do kuchni i przyssał się do Coli. Za chwilę w kuchni pojawiła się Lilly i postawiła szklankę przed nosem brata.

– Daj napoju – poprosiła.

Nalał jej do pełna szkło i wyszedł. Poszedł do salonu.

– Nic mu nie jest? – zapytała od razu kobieta.

– Jest. Na którą idziesz do pracy?

– Na dwunastą.

– Odprowadzisz małą do autobusu? Ja muszę już wyjść.

– Już? Dopiero przyszedłeś. Zjedz coś – nakazała surowo Sophie.

– Nie chcę. Odbiorę ją po pracy, nie musisz się martwić. Na razie – oświadczył chłopak, nałożył bawełnianą koszulę, wziął ze skrytki tysiąc dolarów, chwycił kluczyki i wyszedł.

Wsiadł do pickupa i zaraz był w drodze. Oczy same mu się zamykały, ale jechał dalej. Zatankował po drodze i po kilkunastu minutach dojechał pod sklep.

– Cześć. Sorry, wiem, że miałem być o dziewiątej, ale pół nocy nie spałem, dlatego się nie wyrobiłem – rzucił do Paula.

– Co się stało? – Chłopak od razu zauważył przybicie i zmęczenie znajomego.

– Kumpel roztrzaskał się samochodem.

– Co z nim?

– Nie za dobrze.

– Idź do domu, wyśpij się. Jak rozwieziesz towar w tym stanie? Jeszcze skończysz tak samo, jak on – zaproponował Paul.

– Szkoda mi dniówki, zresztą sam wiesz. Pójdę na kawę i będzie dobrze. Za pół godziny wracam – oznajmił i udał się do sklepu Amy. Pociągnął za klamkę, ale było zamknięte. Spojrzał na wywieszkę: „Czynne od 10:00 - 18:00”.

Odwrócił się i odszedł.

– David! – Usłyszał głos ukochanej.

Zawrócił i podszedł do stojącej w drzwiach brunetki.

– Trzeba było zapukać, zawsze jestem od dziewiątej trzydzieści – wyjaśniła dziewczyna, otwierając przed nim drzwi.

– Daj mi kawy, tylko mocnej i dużo – poprosił chłopak i za kilka chwil dostał kubek gorącego płynu.

– Co z Levim? – zapytała Amy.

– Nic nie wiedzą, każą czekać. Ale nie jest dobrze – odparła niemrawo David.

Amy usiadła obok i wzięła go za rękę.

– Wyjdzie z tego, to twardy facet. Chcesz coś zjeść? Zrobię ci.

– Nie, dzięki. Zaraz muszę spadać.

– Może nie powinieneś prowadzić, jesteś niewyspany.

– Spałem prawie pięć godzin, to wystarczy. Kawa mi pomoże.

– Przyjedziesz na obiad? – zapytała dziewczyna.

– Nie wiem, ile będę miał dostaw.

Amy się chwilowo wyciszyła i pozwoliła chłopakowi spokojnie wchłonąć kofeiny. Wypił napój w kilka minut, wstał i chciał zapłacić.

– David. Chyba nie myślisz, że policzę ci za kubek kawy? – wyskoczyła z wyrzutem brunetka.

– Dobra, dzięki. Muszę uciekać. – Chłopak ucałował ją w usta i wyszedł.

– Przyjdź coś zjeść! – Usłyszał jeszcze za plecami, ale już się nie odwracał, tylko poszedł do siebie.

Paul już miał zapakowane dziewięć toreb.

– Podbijasz do niej? – zapytał od razu.

– Troszeczkę… – Zaśmiał się chłopak.

– Uważaj na starego. Jak to zobaczy, nie da ci żyć. Znasz go i wiesz, co myśli o tamtym sklepie i jego właścicielce. Mi to nie przeszkadza, ale on może się uczepić, więc wiesz...

– To jej sklep? – zdziwił się blondyn.

– Nie wiedziałeś?

– Nie. Myślałem, że jej starzy go otworzyli. Jest trochę za młoda jak na otwieranie biznesu, przynajmniej moim zdaniem.

– Jej starzy mają dwa salony jubilerskie i sklep ze sprzętem sportowym.

David po tym oświadczeniu poczuł się, jakby ktoś trzepnął go w łeb.

– Gdzie są te salony? – spytał.

– Nie wiem, wiem tylko, że sklep jest niedaleko plaży.

– Skąd tyle o niej wiesz?

– Mój brat się z nią uczył, są w tym samym wieku.

– Dobra, dawaj te torby, chcę to szybko załatwić.

– Muszę zabrać ci dziś samochód, zawieźć jakieś warzywa dla ciotki. Zrobiłbym to Fordem, ale tych skrzynek jest sporo, więc potrzebny mi pickup. Poradzisz sobie bez auta? – zapytał Paul.

– Jasne – odparł David, ale nie był zachwycony. – O której oddać wóz?

– Najlepiej byłoby przed trzecią.

– Dobra, zdążę – rzekł David i wziął się za noszenie zakupów.

Od razu sprawdził nazwiska i odetchnął z ulgą, gdy wśród nich nie zauważył „Stevens”. Po dwóch godzinach zakupy były już dostarczone i chłopak dzwonił do drzwi Betty. Pojawiła się w progu ze swoim niezmiennie ciepłym uśmiechem.

– Witaj. – David się przywitał i usiadł w salonie, do którego został zaproszony.

– Czego się napijesz? – zapytała staruszka.

– Mógłbym dostać kawę? Pójdę, zobaczę, jak się ma twoja kosiarka, gdzie ona jest?

– Aleś się uparł. W garażu. – Betty się zaśmiała i dał mu klucz od kłódki.

Chłopak zaraz był w środku i wytaszczył z kąta zakurzony sprzęt. Włączył guzik, ale kosiarka nie odpalała. Przeszukał garaż, ale nie znalazł paliwa, więc wrócił do staruszki.

– Kiedy ją ostatnio „tankowałaś”? – zapytał z uśmiechem, chwytając za kubek z kawą.

– Nie pamiętam, dawno.

– Muszę kupić paliwo. Wypiję kawę i pojadę do sklepu – poinformował David.

– Davidku, widzę, że coś cię trapi. Coś się stało? – napomknęła Betty.

– Mój przyjaciel miał wypadek, jestem trochę niewyspany.

– Wypadek? Jak to się stało?

– Jechał za szybko i stracił panowanie nad kierownicą. No i remont... musimy go przełożyć, póki nie wyjdzie ze szpitala... O ile wyjdzie – rzucił przybitym głosem chłopak.

– Wszystko będzie dobrze – Kobieta się uśmiechnęła. – Może daj sobie spokój z tym trawnikiem, jedź, prześpij się – dodała.

– Nie, ja dotrzymuję słowa. Jadę – oznajmił blondyn i ruszył się z krzesła.

– Poczekaj...

Betty poszła do pokoju i wróciwszy, wręczyła chłopakowi sto dolarów.

– Czy to wystarczy na to paliwo?

– I jeszcze zostanie na lody – odparł wesoło David, wziął pieniądze i wyszedł.

Załatwił sprawę w niecały kwadrans i od razu poszedł do niezamkniętego garażu. Napełnił bak kosiarki i odpalił – działała bez zarzutu. Wyciągnął ją na zewnątrz i poszedł do domu. Wręczył kobiecie resztę.

– Zatrzymaj – zaproponowała, nie biorąc banknotów.

– Nie. – David położył pieniądze na stole.

– Dlaczego?

– Bo nie.

 

Odpalił kosiarkę i zaczął pracę. Trawnik nie był duży, więc po pół godzinie skosił prawie całość. Nagle zobaczył, że z naprzeciwka idzie do niego jakiś wysoki, elegancko ubrany facet.

– Miło widzieć, że ktoś w końcu zajął się tymi chwastami. Teraz posesja nie będzie przypominać cmentarza... choć i tam jest czyściej – rzekł złośliwie.

David nie zareagował, tylko włączył kosiarkę i ruszył dalej. Mężczyzna poklepał go po ramieniu.

– Dobrze, że przemówiłeś tej starej jędzy do rozumu i wreszcie zapanuje tu porządek – dodał bezczelnie.

Nieznajomy był o głowę wyższy, ale Davidowi to nie przeszkadzało. Wyłączył urządzenie, chwycił gościa za fraki i powalił na ziemię. Trzymał go mocno, przyciskając kolanem jego klatkę piersiową, co chyba bolało faceta, bo oczy mu się zeszkliły.

– Słuchaj, frajerze Zapraszał cię tu ktoś? – syknął David.

– Puść mnie gówniarzu, albo będziesz miał kłopoty – zagroził mężczyzna.

– Masz jakiś problem? – warczał blondyn, agresywnie naciskając na brzuch kolesia, który coraz ciężej oddychał.

– Puść mnie, powiedziałem. – Ten ledwo wystękał.

– David! – krzyknęła staruszka, podbiegając do nich wolno. – Puść go, narobisz sobie kłopotów. – Pociągnęła chłopaka za ramię i David puścił faceta.

Typ wstał cały brudny, z grymasem bólu na twarzy.

– Doigrałeś się! – Wystawił przed siebie palec i wolno poszedł w stronę swojego domu.

– I żebym cię tu więcej nie widział! – krzyknął David.

– Chłopcze, co ci odbiło? Trzeba ignorować takich ludzi, on nie jest tego wart.

David nie odpowiedział, tylko włączył sprzęt i zabrał się za kończenie koszenia. Po dziesięciu minutach trawnik był równiutko przystrzyżony. Schował kosiarkę i udał się do domu. Klapnął na stołku w kuchni i zaraz dostał kawałek czekoladowego ciasta z białą polewą.

– Davidku, dlaczego go zaczepiłeś? – zapytała kobieta.

– Ja go zaczepiłem?! Kto do kogo przyszedł?! – Uniósł się chłopak.

– Mówiłam ci, że to dupek, niepotrzebnie go powaliłeś. On może to zgłosić – mówiła zaniepokojona Betty.

– Niech zgłasza, nie lubię impertynencji – fuknął David.

– Dlaczego nie jesz?

– Przepraszam cię, ale nie mam apetytu. Zabiorę dla siostry, jeśli pozwolisz.

Betty zapakowała mu większy kawałek, poszła do salonu i wróciła ze stoma dolarami w dłoni. Podała chłopakowi.

– Proszę cię, weź, będziesz miał przynajmniej na paliwo. Wóz za darmo nie jeździ – skłaniała go do wzięcia banknotu.

– Dobrze, dziękuję. – Chłopak schował pieniądze do kieszeni. – Jak twoja kostka? Byłaś u lekarza? – zapytał.

– Nie byłam i nie będę, nie ufam tym snobom. A kostka już lepiej. – Staruszka uśmiechnęła się przyjemnie.

David parsknął śmiechem, spojrzał na zegarek i podniósł się z krzesła.

– Muszę spadać, przyjadę w tygodniu – powiedział.

– Mam nadzieję, że twój przyjaciel wyzdrowieje – rzekła na odchodne Betty.

– Ja też. Do zobaczenia – rzucił chłopak i udał się do Nissana.

– Dziękuję za trawnik! – krzyknęła kobieta.

– Do usług! – David rozradował się pod nosem i wsiadł do wozu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Joan Tiger miesiąc temu
    Do czego to dochodzi, kiedy psychika siada, a ci, co znają problem, pomimo starań, nie są w stanie pomóc tak, jak by chcieli. Levi błaga o pomoc, ale otwarcie tego nie powie, bo mu duma nie pozwala. Dziewczyna dopiero co lepiej poznała Davida, a tutaj taka akcja – grubo. Ogólnie, dobry rozdział. Prawdziwa przyjaźń, rozwalone życie i wsparcie osób trzecich. :)
  • ZielonoMi miesiąc temu
    Czułam, że Ci się spodoba.🥳😘
  • ZielonoMi miesiąc temu
    Hehe, Levi był pierwotnie Chrisem, teraz czekam, kiedy się pomylę. 🤣Za dużo Chrisów, musiałam zmienić.
  • Joan Tiger miesiąc temu
    ZielonoMi. Było tam imię Chris.
  • ZielonoMi miesiąc temu
    Joan Tiger Tak? No żesz...🤣
  • Joan Tiger miesiąc temu
    ZielonoMi. Rozdział 4. – No wybacz, ale nie jestem przyzwyczajony do ciebie w roli przykładnego chłopaka – rzuciła uszczypliwie Chris.
    – Jasne, trzeba się przespać – przytaknął Levi Chris i odwrócił się do ściany.
    Nie chce mi się więcej szukać.😘
  • ZielonoMi miesiąc temu
    Joan Tiger Dzięki.
  • Zakończono 63 edycję. Tak bogatą w gatunki literackie. Zaczynamy kolejną i zapraszamy Szpilkę, Dekaosa, Pasją, Zieloną, Ponckiego, Adasia, Nadleśniczego do podawania tematów O!

    https://www.opowi.pl/forum/niepowtarzalny-styl-z-opowi-w1144/

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania