Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Pragnienie

Dwa lata, cztery miesiące i dwa dni wiszenia nad przepaścią bez dna. Normalność odpłynęła z nurtem krwi, która nadal krąży w żyłach nie zwalniając na zakrętach. Pragnę, aby natrafiła na zator, rozsadziła ścianki i uwolniła mnie z tego koszmaru. Trwa nieustannie i pogłębia rejony. Zagląda wszędzie i nie pyta o nic. Nie po to przyszedłem na świat, aby teraz zachodzić w głowę, czy to wszystko, co dąży w niewiadomym kierunku, poskłada rozwalone receptory i spoi zwoje w całość?

Zaraz tutaj będą i roztoczą wokół mojej osoby sprzęt, ich zdaniem zdolny uleczyć każdego. Nie dociera do nich, że nie o to w tym chodzi. Usypiam demona, który grasuje w piersi i kaleczy duszę. Oni go pobudzają, przepuszczając przez mięśnie energię, nad którą nie jestem w stanie zapanować.

Podkręcają kurek i rżą, zadowoleni, że drżę.

„To nie ja” – mówiłem o tym nieraz.

Na początku owszem, bolało, wywracało wnętrzności do góry nogami, ściskało za serce, jednak teraz ból przejął ktoś inny. Zarodek, który rósł w zaskakującym tempie i przyjmował na klatę wszystkie: wolty, piguły, pasy, zastrzyki i wyszczerzone zęby tuż nad moimi sennymi oczami. Przywykłem do tego – zostałem odłączony. Najsilniejsze impulsy nie pustoszą wnętrza, ponieważ wszystko jest pożywką dla tego drugiego.

Jestem roślinką, od dawna nie podejmuję decyzji. Włochata bestia utrzymuje mnie przy życiu i zżera od środka, robiąc sobie miejsce.

Czy jest mi z nim dobrze?

Zależy…

Mają mnie za wariata, oderwanego od rzeczywistości i skupiającego uwagę jedynie na rozlewie krwi. Długo nad tym myślałem i nie mają racji – oni są tym wszystkim, co próbują mi wmówić.

Teraz już jemu, bo zamilkłem niemalże jakieś półtora roku temu. Pozostały jedynie przebłyski i próby wyjścia z otchłani.

Znów włączyli Mozarta – nienawidzę tego. Wywlekam strzępy siebie i błagam o ciszę. Stwór wciska palce w kanały słuchowe – również nie lubi tego rodzaju muzyki.

Cisza… odpływam.

Maszyna wyjeżdża… oddycham swobodnie.

Klatka piersiowa faluje, mięśnie kończą spazm, zamykam powieki – to jeszcze nie dzisiaj.

Rozmyślam, kiedy to wreszcie nastąpi? Nie jestem łakomczuchem, więc nie przytyję, a ścisk i drugi mózg jak pasożyt, domaga się więcej.

Kiedy wreszcie pęknę? Ta myśl nieustannie przebija płaty tego drugiego, który marzy jedynie, abym przestał. Byłem silny, jestem i jeszcze jakiś czas będę – tak mi się wydaje.

Trzy lata, dwa miesiące i jeden dzień… nadal istnieję. Niestety już całkiem wyjałowiony. Jedyne, co mnie trzyma w kupie, to cienka skóra.

Przyszli. Impulsy wchodzą w to, co ze mnie zostało. Widzę ciemność… wąski tunel. Chcę iść w jego stronę, jednak bestia nie chce odłączyć cząstek od żywiciela.

„Co teraz”? – ostatnie szarpnięcie, ostatni krzyk.

Odchodzę, a intruz pozostaje. Odwracam się – maleje.

Dlaczego tak późno to zrozumiałem? Nie ciało było pożywką, tylko dusza, która nie zezwalała na spoufalenie.

Była wyzwaniem… nie dostał jej.

Wygrałem.

Euforia – demon zniknął w pustce. Nie walczył. Stracił czucie i kontakt.

Nareszcie wolny.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Dekaos Dondi 3 tygodnie temu
    Joan Tiger↔Jest coś w tym tekście. Pewne pragnienie, które uległo ziszczeniu. Można różnie rozumieć, w zależności od ukierunkowania znaczeń, ale jest tu wyczuwalny, pewny rodzaj klaustrofobii i ucieczki spod niej. Tym bardziej ciekawiej, że w pierwszej osobie narracja i chyba brak→zaimka, którego nie lubię:)↔Pozdrawiam🙂
  • Joan Tiger 3 tygodnie temu
    DD, dzięki za komentarz i miłe słowo. Tutaj, to chyba egzorcysta by więcej zdziałał, niż siejąca zniszczenie aparatura. Kto uwierzy głupiemu w potok słów? Pozdrawiam. :)
  • droga_we_mgle 2 tygodnie temu
    Mocne. I zostawiające duże pole do interpretacji.

    Pozdrawiam :)
  • Joan Tiger 2 tygodnie temu
    Dzięki. Pozdrawiam. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania