nie rozbieraj
nie rozbieraj mnie, choć płonę ten ogień za słaby,
żeby wchodzić do środka,
zagłębiać się, rozrywać co dziewicze, nietknięte.
powoli opadają warstwy, jakbyś zdzierał wstyd,
obnażał. przyglądam się sobie,
jesteś lustrem, po drugiej stronie stoisz nagi.
wyciągam rękę, dotykam zimnej tafli,
pod nią żar parzy skórę. jeden krok a spalisz mnie,
rozbłysnę i zgasnę jak zapałka.
czuję jak lawa płynie jeszcze w żyłach,
bez sił opadam na poduszki. na plecach masz ślady
zadrapań.
przez wyczerpane krzykiem gardło, powtarzam cichutko:
nie rozbieraj
Komentarze (44)
Tak swoja droga "też" dziwnie brzmi w tym przypadku.
Przestanę pisać albo co...
Pozdrawiam serdecznie
nie wydaje się, żeby to miało jakieś sensowne przesłanie. może autor chciał być tajemniczy, ale wyszło to jakoś... mdło. a te powtórzenia na końcu, "nie rozbieraj", niby miałyby coś zaznaczyć, ale nie wiadomo nawet, o co chodzi z tym rozbieraniem.
nie czułem się zbyt inteligentnie czytając ten wiersz. może to po prostu nie dla mnie, ale szczerze mówiąc, nie widzę w nim niczego wartościowego.
rozumiem, że krytyka może być trudna do przyjęcia
Że też chciało ci się tyle pisać... i to w sytuacji, kiedy, jak piszesz, niczego nie czaisz... ale podziwiam zacięcie.
To na plus...
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania