Poprzednie częściMisja: Tulipan - prolog

Misja: Tulipan - część 11

- Musisz wziąć ich kilku do siebie, przechować, a za granicą wypuścić – tłumaczył rano kapitan psioniczce. – Podejmiesz się tego zadania?

- Spróbuję – odparła po chwili zastanowienia. – Ale wcześniej chce móc ich przeskanować, by poznać ich prawdziwe zamiary i osobowości.

- Słusznie – przyznał Todistejta. – Zajmij się tym teraz: pogadaj z nimi, dogadaj się i wprowadź do środka, jak uznasz za stosowne. Oni dadzą nam wiele, jeśli jednak przez nich mielibyśmy stracić ciebie, to nie możemy sobie na to pozwolić.

- Tajes – odeszła do zadania.

- Jarkko – wywołał żołnierza.

- Jestem – zameldował się tamten, podchodząc do dowódcy.

- Trzymaj ją na muszce, jakby zaczęła nas atakować, strzelaj.

- Tak jest.

- Drużyno. – Markus przełączył się na kanał całej ekipy. – Doszły mnie nowe wieści od „klasztornych” zwiadowców: przeróbka Kolendry zajmie podwładnym Herry jeszcze kilka dni. W związku z tym jutro przed świtem wyruszamy, a wraz z wzejściem „słońca” atakujemy. Natrzemy od wschodu, by mieć źródło światła za plecami – wtedy będą oślepieni. Do tego czasu będziemy ćwiczyć poruszanie się wśród głazów, wzajemne osłanianie, uniki i strzelanie. W nocy nakazuje wszystkim (oprócz wartowników) spać, by podczas akcji wszyscy byli wyspani.

- Czy tej nocy też przeprowadzimy tak brawurową akcję jak zeszłej? – spytał Eta.

- Tak, MY przeprowadzimy, już to widzę – skomentowała stojąca na boku psioniczka.

- Nie – odpowiedział kapitan. – Po wczorajszym Oni będą w pełnej gotowości, więc byłoby to za duże ryzyko. Poza tym mamy odpowiednią ilość broni, a chcę, by wszyscy byli w idealnej formie jutro. Także przypominam o odpowiednim dawkowaniu pokarmów – jutrzejsza akcja coś zakończy – albo niewolę na tej planecie, albo niewolę w ciele. W każdym razie, do ćwiczeń – nie jesteśmy przyzwyczajeni do panujących tutaj warunków, więc tym bardziej musimy przyłożyć się do krótkiego treningu. Raz dwa, ustawiać się w pozycjach. I do cholery, nie celuj do mnie z odbezpieczonej broni! A jak strzelasz, to oszczędzaj amunicję – JUTRO bardziej się przyda.

 

Wyruszyli zgodnie z planem, gdy było jeszcze ciemno. Szli w ciszy trasą, którą wcześniej pokonała Tuula. Każdy rozmyślał nad tym, co go czeka. Markus nad decyzjami, które przyjdzie mu podjąć i o możliwych scenariuszach nadchodzącej decyzji. Eta próbował przeżyć szybkie tempo marszu narzucone przez kapitana i rozmyślał nad tym, co łączy go lub dzieli z Mieleen. Ona za to rozmyślała nad swoim ukochanym, wyzwoleniem go spod niewoli Obcych, i konwersowała z istotami schowanymi w jej umyśle.

Wczoraj zdecydowała się wpuścić ich do swojego wnętrza. Od tego czasu konsultowała się z nimi odnośnie techniki walki Herry i opracowywała najskuteczniejszy plan ataku. Chcieli w odpowiednim momencie natrzeć na Obcych kontrolujących ciała żołnierzy, uniemożliwić im działanie, i wtedy zastrzelić. Woleli nie myśleć, co się stanie jeśli wrogowie okażą się silniejsi od założeń.

Dotarli do dużego terenu usianego skałami, przez który dzień wcześniej przekradała się psioniczka. Markus nakazał nie zwalniać tempa aż do czasu wykrycia przez przeciwnika, dzięki czemu szybko zbliżali się do granicy państwa nieprzyjaciela.

'Jesteś za nich odpowiedzialny' – dotarło do Todistejty.

'Zamknij się' – odpyskował. – 'Ja nie czepiam się twojego sposobu rządzenia, więc ty nie czepiaj się mojego. Niby tak dbasz o swoich podwładnych, a bez chwili zastanowienia wczoraj wysłałeś ich na pewną śmierć, byle tylko Tuuli udała się misja.'

'Trzeba było tak zrobić' – po chwili ciszy nadeszła odpowiedź. – 'Zresztą oni tak do końca nie zginęli...'

'Gówno mnie to obchodzi' – poinformował go. – 'Muszę być w pełni skupiony na wykonywanym zadaniu, więc mi nie przeszkadzaj. Mam swoje sumienie, nie potrzeba mi jeszcze ciebie.' – Po kilkunastu sekundach dodał:

'Dzięki za tych kilka jednostek specjalnych, schowanych w Tuuli – bez nich byłoby ciężko.'

'To są ochotnicy' – Markus wyczuł smutek lub niezadowolenie w myśli rozmówcy – 'sam nigdy nie wydałbym im takiego rozkazu.'

'A widzisz, może dzięki nim wygramy' – wypunktował kapitan.

'Mam nadzieję' – teraz to ewidentnie była melancholia. – 'Wiem, że powinniście wygrać, chcę tego, więc wam pomagam. Beze mnie nie mielibyście żadnych szans...'

'Przyznaję ci rację.'

'Jednak wasza obecność dodawała „klasztorowi” coś, czego nie mieliśmy wcześniej. Nasze możliwości poznania się rozszerzyły. Doszedł nas głos z innego świata mówiący, że to co uznawaliśmy za całą rzeczywistość jest tylko jej jedną z płaszczyzn. Każda faza...'

'Dzień' – wtrącił Markus.

'Każdy dzień współistnienia z wami był pełniejszy' – kontynuował Obcy. – 'Każda rozmowa nas ubogacała. Gdy odlecicie nie będziemy mieć możliwości smakowania innych wymiarów.'

'No na pewno tu nie wrócimy, byście sobie mogli posmakować' – uświadomił mu Todistejta.

'Wiem, nie o to mi chodzi. Chciałem ci podziękować, za rozwój, który mi umożliwiłeś swoją obecnością...' – Zamknął swój umysł przed monologiem „klasztornego” i rzucił:

- Stać! – Drużyna zamarła, czekając na dalsze rozkazy.

Przed nimi w odległości kilkuset metrów spacerowało paru ludzi. Markus dostrzegł ich kątem oka i kazał wszystkim schować się za najbliższy głaz – w okolicy strażników skały nie były tak wysokie, by zasłaniać widok nadciągającej drużyny.

- Wystawili czujki – syknęła Mieleen.

- Jarkko? – Żołnierz wdrapał się na kamień i zamarł, obserwując wrogów. Posiadając system maskujący w skafandrze jako jedyny mógł sobie na to pozwolić.

- Trzech ludzi: dwóch uzbrojonych, jeden nie – zameldował. – Pilnują granicy. Nikogo więcej nie widzę – jedynie przy Kolendrze panuje ruch, lecz nie dostrzegam niczego wyraźnie.

- Pozycja gwiazdy W-37? – Przekręcił się w stronę wschodu i odpowiedział:

- Zaczyna wznosić się ponad horyzont.

- Dzięki, schodź. – Kapitan cały czas posługiwał się wspólnym łączem, by każdy wiedział, co się dzieje, lecz dopiero teraz zwrócił się do wszystkich:

- Ruszamy – rozkazał. – Jarkko przekradasz się na wprost, a jak cię wykryją, walisz wszystkim co masz. Reszta idzie za mną: trzymamy się większych skał i próbujemy dojść do fregaty od południowego wschodu – polecił, po czym zwrócił się bezpośrednio do żołnierza. – Jeśli będziesz miał kłopoty, przyjdziemy ci z pomocą.

- Tak jest! – Szeregowy wyprężył się na baczność i ruszył przed siebie.

- Idziemy. – Todistejta machnął ręką w stronę pilota i psioniczki, po czym w trójkę skręcili w lewo.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania