Wycinek całości

Lato 2003

 

Pośród leśnej nicości przycupnięty przy drodze bar wyglądał jak zapomniana przez Boga przystań dla kołatających się w wiecznym potępieniu dusz. Drewniana buda, lekko pochylona ku przodowi, wyblakły szyld Coca-coli i resztki liter z nazwy przybytku – niczym przejście do innego świata.

Bordowy Polonez Caro zaparkował na piaszczystym placyku, gdzie stacjonowały już dwa inne auta – Ford i Citroen. Silnik rzęził jeszcze chwilę na postoju. Kierowca uważnie przyglądał się okolicy. Dostrzegł dwa motocykle zaparkowane bliżej barowej budy, zaraz obok wychodka i podniszczonej altany z ławkami i stołem. Słońce zdążyło już skryć się za ścianę drzew. Wieczorny letni wiatr smagał twarz mężczyzny przez uchyloną szybę okna. Wziął głęboki wdech. Lato w pełni, pomyślał, gasząc silnik i wychodząc z auta.

Podróżował już dwa dni. Ostatnie dwie godziny spędził na błąkaniu się po okolicy. Wcześniej przez moment był przekonany, że się zgubił. Otworzył po raz kolejny mapę i w końcu dotarł tutaj. Droga była prosta, przecinała wsie, a potem wbiegała do lasu i tak kilka razy na zmianę. Mijał chłopów prowadzących krowy z pól i podchmielonych chłystków rzucających butelkami w ściany pustostanu. Jeden z nich zapragnął trafić w bordowego poloneza. Butelka przecięła powietrze, poszybowała celnie w stronę auta, ale w ostatniej fazie lotu straciła pęd i rozbiła się na asfaltowej drodze.

Kiedy doszedł do werandy baru, usłyszał czyjeś jęki. Dochodziły wyraźnie z zaplecza. Kobiecy głos, a wraz z nim dużo cichsze basowe sapanie, którego wcześniej nie zarejestrował.

– Jutro też będziesz? – zapytał zmęczony, męski głos.

Kobieta mruknęła w odpowiedzi. Po chwili zauważył, jak przez furtkę prowadzącą na zaplecze wychodzi opasły facet w skórzanej motocyklowej kurtce, a za nim młoda blondynka z lewą piersią wystającą z białego podkoszulka. Schowała ją pospiesznie, jakby dopiero teraz zauważyła, że coś jest nie tak. Grubas zapłacił za usługę, po czym wsiadł na motocykl i odjechał.

Blondynka odprowadziła go wzrokiem, a potem podeszła do mężczyzny.

– Klient? – zapytała.

Nie odpowiedział od razu.

– Namyślaj się, bo zaraz kończę.

– Co? Nie, ja nie do ciebie – odpowiedział.

– Nie zgrywaj takiego szlachetnego. Wszyscy są do mnie.

– Ja nie. Jestem po prostu głodny. Mają tu dobre jedzenie?

Blondynka uśmiechnęła się z politowaniem.

– Słabo ci wychodzi ta asertywność. Nie wiem, może i dobre. Nie płacą mi za reklamę, ja im płacę, że mogę tu dawać dupy.

Zdążyła jeszcze zapalić fajkę, zanim odszedł bez słowa i zniknął za drzwiami baru.

W środku panował półmrok. Na ścianach wisiały skóry z dzików i poroża z jeleni. Przy stolikach siedziało kilka osób, wszystkie z kuflami piwa i parszywymi wyrazami twarzy. Przy barze stał niski brodaty facet. Świdrował wzrokiem nowego klienta, a kiedy ten podszedł bliżej, z miejsca zapytał, co podać?

– Nie wiem, coś do jedzenia, w miarę dobrego.

– Mamy schabowe albo szaszłyki.

– Nic więcej?

Pytanie rozniosło się po wnętrzu przybytku. Jeden z facetów siedzących w najdalszym zakątku wstał i podszedł do przyjezdnego.

– Nowy, a już pyskuje – powiedział.

– Pytać nie wolno?

– Skąd jesteś? Nie znam cię.

Wieśniak chwiał się lekko na nogach, ale z wyrazu twarzy wyglądało, że pali się do bitki. Zacisnął na wszelki wypadek prawą pięść i czekał na ruch przeciwnika.

– Wezmę puszkę browaru na wynos. To wszystko.

Brodacz zza baru skinął na wieśniaka. Ten spojrzał jeszcze raz spod byka na przyjezdnego i wrócił do stolika.

– Wiesz, z czym to się je – powiedział barman.

– Biada tym, co nie wiedzą – odpowiedział, płacąc za browar. Potem nie oglądając się na boki, wyszedł z baru.

Blondynka siedziała pod altaną i paliła kolejnego papierosa.

– I co, nakarmili cię? – zapytała, widząc znajomą sylwetkę zmierzającą do swojego Caro.

– Parszywe żarcie, zjem gdzieś indziej.

– Już jedziesz?

– Nic mnie tu nie trzyma.

Odpowiadając szedł cały czas równym krokiem do auta. Nie oglądał się za siebie. Chciał dotrzeć do jakiegoś motelu przez kompletną nocą. Słońce czerwieniło się za ścianą lasu.

– A co ze mną? Nie mówiłeś chyba poważnie.

Zgasiła papierosa i ruszyła w stronę mężczyzny. Zdążył wsiąść do auta, zanim pojawiła się obok.

– Nie daj się prosić.

– Nie musisz mnie prosić. Miał chociaż gumę?

– Pewnie. Nie jestem jakąś kurewką z prowincji.

Mężczyzna prychnął pod nosem.

– To co tutaj robisz? W tym centrum świata?

– Zarabiam więcej od ciebie. Mogę sobie pozwolić na wszystko.

– Ale nie robisz tego. Nie zakładasz drogich bluzek, bo zwykły biały podkoszulek lepiej podkreśla sterczące pod nim sutki, prawda?

– Oszczędzam – odpowiedziała po chwili namysłu.

Odpalił silnik. Spod maski zaczął wydobywać się nierówny, chrapliwy jazgot. Złapała za klamkę.

– Nie radzę – powiedział, wrzucając bieg.

– Mnie się nie olewa. Mam zasady.

Oderwał jej dłoń i odepchnął. Ruszył szybko. Przez chwilę miał wrażenie, że będzie go gonić. Ale tylko stała jak zagubione dziecko, w tumanie kurzu.

***

 

Lato 2023

 

Cudem uniknął czołowego zderzenia ze słupem. Zawsze miał problem z podzielnością uwagi, szczególnie kiedy rozmawiał przez komórkę. Zdążył jeszcze usłyszeć: Tylko błagam cię Jarek, nie bądź dla nich zbyt surowy, a potem jego ciało wykonało spektakularny unik. Ucierpiał na tym telefon, który po wyślizgnięciu się z dłoni uderzył w kamienny śmietnik i wylądował na trawniku. Na ekranie pojawiło się spore pęknięcie, ale wyglądało, że poza tym większych uszkodzeń nie ma. Schował komórkę do kieszeni i ruszył dalej. Był zdenerwowany, jak każdy rodzic w jego sytuacji. Kiedy odebrał telefon ze szkoły, wiedział, że nie będzie to nic miłego. Nauczycielka starała się jak mogła, aby rozłożyć ciężar sytuacji w rozmowie. Średnio jej to wyszło.

– Mateusz na pewno nie chciał zrobić panu synowi nic złego – powiedziała, kiedy głos Jarka zaczął coraz bardziej przypominać warkot motocykla.

Nic takiego się nie stało. To tylko przecież pobieżne złamanie nosa. Nie chciał narobić wstydu sobie i rodzinie, musiał to jeszcze przemyśleć. Na początku chciał gnojowi pokazać gdzie jego miejsce, a potem to samo zrobić z tatusiem, który należał do zaszczytnego grona patusów tego miasteczka. Do szkoły miał jeszcze kawałek. Dla pewności wybrał spacer, aby rozładować emocje w chodzie i przetrawić dobrze sytuację. Bez kłótni się nie obejdzie, ale chciał uniknąć rękoczynów z tym pijusem i jego spaczonym synalkiem.

Szedł wzdłuż parkanu cmentarza, więc mimowolnie usłyszał, jak z przenośnego głośnika głos proboszcza wymawia kolejne słowa modlitwy pogrzebowej. Kondukt stał nad grobem niedaleko ulicy. Parkan był niewysoki, więc Jarek bez trudu mógł obserwować rozpacz rodziny i znajomych. Nie czuł z tego powodu satysfakcji, ale przynajmniej na moment odciął się od problemu zaprzestania chęci mordu patusa, którego dzieciak rozkwasił nos jego synowi.

Przy trumnie na stojaku stało zdjęcie zmarłej. Duże oprawione w czarną matową ramę. Jarek zatrzymał się nagle. Podszedł bliżej parkanu i zaczął przyglądać się zdjęciu z większą uwagą. Obrazy pamięci dawno zakopane pod hałdami innych, o wiele młodszych, zaczynały przebijać się przez kolejne warstwy. Widział już tę kobietę. Na pewno. Nie wiedział jeszcze, dlaczego to takie ważne, ale nie mógł iść dalej. Jeszcze nie. Wytężył myślenie, zaczął odkopywać kolejne wspomnienia, niektóre przybrudzone i niewyraźne. W końcu znalazł, w chwili kiedy pracownicy zakładu pogrzebowego „Niebiańska posługa” zaczęli spuszczać do wymurowanego grobowca trumnę z ciałem kobiety.

Jarek wyjął komórkę i zadzwonił do żony. Odebrała szybko.

– Co tam? Jesteś już w szkole?

– Jeszcze nie. Posłuchaj mnie.

– Jak to? Nie marnuj czasu, masz tam być za kwadrans.

– Posłuchaj. Jest pogrzeb. Jakiejś kobiety. Niby nic takiego, ale postawili obok grobu zdjęcie i ja wiem kto to. Nie widzieliśmy się dwadzieścia lat.

– O czym ty mówisz?

– Pamiętasz, jak się poznaliśmy?

Chwila ciszy, cichy śmiech, lekkie wzruszenie.

– No pewnie, że tak.

– Byłem wtedy w trasie. Zajechałem do pubu, albo baru. Nie pamiętam dokładnie.

– To był bar.

– Niech będzie. Pracowałaś tam jako…

– Jarek, nie mów tego. To już przeszłość.

– Przepraszam. Po prostu byłem w trasie dwa dni, bo rozstałem się z dziewczyną. Miała na imię Magda.

– To jej pogrzeb?

– Tak, na pewno. To ona. Nie miałem pojęcia, że mieszkała w naszym miasteczku. Pochodziła z innego województwa.

– Gdyby nie ona…

– Nie poznalibyśmy się, zapewne nie – dokończył.

– Jesteś ciągle zdenerwowany?

– Co? Nie, znaczy trochę. Raczej jestem w lekkim szoku, że przez tyle lat jej nie spotkałem.

– Teraz to i tak bez znaczenia. Opowiadałeś o tym z milion razy. Idź, załatw sprawę z Antkiem. I nie pobij się przypadkiem.

– Wrócę do niej, postawię znicz czy coś.

– Jak uważasz. Ale wiesz, nigdy mi nie powiedziałeś, dlaczego się rozstaliście. Miałeś zdradzić jak będzie dobra okazja.

– Powiem ci, jak wrócę.

– OK.

Rozłączył się. Miał już od dawna przygotowany argument. Najlepszy z możliwych – zdrada, choć o zmarłych nie powinno się przecież mówić źle, jak zawsze powtarza to jego mama. Ale nie było wyjścia. Nie mógł przecież powiedzieć, że stchórzył, kiedy dowiedział się o teście ciążowym i zobaczył nieopisaną radość w oczach Magdy. Jej radość kontra jego przerażenie.

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Zenza 3 tygodnie temu
    Fajne. Trochę Nienacki, miejscami Paukszta. Znajomy klimat.
  • Rubinowy 3 tygodnie temu
    Dzięki :)
  • jesień2018 3 tygodnie temu
    Ha, dałam się zaskoczyć! Przeczytałam jednym tchem, fajna historia, dobrze napisana. Dwie uwagi: pierwsze zdanie przefajnowane. I to: Wieczorny letni wiatr smagał twarz mężczyzny przez uchyloną szybę okna. Wziął głęboki wdech -> Wieczorny letni wiatr wziął głęboki wdech ;) BTW sporo tu przymiotników, ja bym poucinała, gdzie się da. Aaaa i jeszcze (UWAGA, SPOJLER) - czy to znaczy, że gdzieś na świecie jest dziecko Jarka, którego on nigdy nie widział i które teraz powinien odnaleźć? (Dałam 5).
  • Rubinowy 3 tygodnie temu
    Jesień, dziękuję, wdrożę sugestie. Z tym pierwszym zdaniem tak czułem, że będzie aż zbyt fajne. Uprościmy potem. A co do Jarka - myślę, że właśnie śmierć Magdy mogła w nim uruchomić ten mechanizm. Po tylu latach uciekania od prawdy będzie próbował się z nią skonfrontować. O ile nie stchórzy znowu
  • Sufjen 3 tygodnie temu
    Aj, aj, aj... kawał dobrego pisania. Technicznie sprawnie, a fabularnie na tyle dobrze, że zupełnie nie zwracałem uwagi na jakieś błędy, błędziki.
    Pozdrawiam :)
  • Rubinowy 3 tygodnie temu
    Sufjen, dzięki, na pewno interpunkcja jest w niektórych miejscach dyskusyjna, ale cieszę się, że ci przypadło do gustu. Zadowolony czytelnik to zawsze fajna sprawa ;)
  • Sufjen 3 tygodnie temu
    Rubinowy Jako prozaik, lubuję się w odkrywaniu dobrych opowiadań. Takich, które sprawią, że owe przecinki staną się nieistotne (do poprawienia, ale nie wychodzące przed szereg). Tutaj to znalazłem.
    Tyle w kwestii szczerego słodzenia. ;)
  • Rubinowy 3 tygodnie temu
    Sufjen prawda, jak gdzieś tam ucieknie kilka, w miejscach nierzucających się w oczy to jeszcze ujdzie :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania