Poprzednie częściStrażniczka nieumarłych / 1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Strażniczka nieumarłych / 18

Metrysa nadal tkwiła w stanie odrętwienia. Patrzyła na mężczyznę… jeśli można było go tym mianem określić, bo z człowiekiem w obecnej formie miał niewiele wspólnego. Miała go na wyciągnięcie ręki, jednak reakcja była nijaka. Radość ustąpiła miejsca strachowi, a chęć przytulenia, zawisła i najszczersza wola, nie była w stanie, uruchomić ramion, które zaciskała kurczowo wzdłuż ciała. Leżąc na miękkim sienniku, nieraz marzyła o tej chwili. Doszukiwała się ojca we wszystkich, o których słyszała. Jednak jej myśli nigdy nie zahaczyły o Wuterna – drugiego co do potęgi na tej planecie. Przyszywanego brata Ałtula, niewiadomego pochodzenia.

Chciała wyrzucić z mózgu wszystkie znaki zapytania, poznać prawdę, ale kiedy na niego zerkała, nie czuła nic, poza gęsią skórką i obrzydzeniem napierającym na każdy zakamarek ciała. Nie wiedziała o nim za dużo, bo nikt nigdy w jej obecności nie wymienił jego imienia. Coś tam jednak zdołała podsłuchać. Ile w tym prawdy, kto to wie? Ponoć był zły do szpiku kości i zaprzysiągł zemstę za pozbawienie ukochanej życia. Nie było mu dane dokończyć dzieła, co nie wpłynęło dobrze na psychikę. Kiedyś, siedząc przed chatką, słyszała, jak sąsiadka mówiła matce, że Wutern o mało nie zabił własnego brata, ale nikt nie wiedział, dlaczego podniósł na niego rękę.

Nie takiego finału oczekiwała. Nie była na to gotowa. Bogowie byli nieodgadnieni i nie roztaczali wokół siebie czystej energii. Zawsze przyswajała wszystko powoli, analizując każdy szczegół. Tym razem musiała myśleć w locie. Niedawno opuściła klatkę, ucząc się wszystkiego od podstaw. Tyle nieodgadnionego, tajemniczego i ona, taka maleńka pośrodku dziczy, otoczona potworami i zjawiskami, których nie potrafiła ogarnąć.

W osadzie życie biegło spokojnie, bez rewelacji i tego czegoś, co teraz miała na okrągło. Znała każde drzewo, kamień, zakręt… tutaj wszystko było obce.

– Podaj dłoń – poprosił stanowczo, nie przestając patrzeć na dziewkę przeszywającym wzrokiem.

Nie zrobiła tego – ani drgnęła. Spuściła oczy i patrzyła na stopy. Nagle wyłapała jasny rozbłysk. Zdębiała, zagryzła wargę, przekonana, że takim zachowaniem sprowokuje mężczyznę do agresji. Nic nie mogła na to poradzić – lęk wygrał ze zdrowym rozsądkiem.

Cios nie nastał. Wutern nie był oprawcą jak jej zamordowany ojciec. Będzie musiała odpędzić wykreowane wyobrażenie. Nie każdy mężczyzna bił i upokarzał.

– Spójrz na mnie – nakazał ostro. – Popełniłem błąd, oddając cię pod opiekę Humin. Już widzę, że upłynie dużo wody, zanim z uniesioną głową staniesz u mojego boku i wymierzysz sprawiedliwość, o której ja obecnie mogę jedynie pomarzyć. Jestem słaby i mam ograniczone moce. Będziesz musiała stawić czoła przeciwnościom, aby dopomóc mi, stanąć na nogi.

Metrysa kierowana impulsem i zwykłą ciekawością, uniosła głowę i spojrzała mężczyźnie prosto w oczy. Jakie było jej zdziwienie, kiedy dostrzegła zwykłą, podstarzałą twarz z kilkudniowym, oprószonym siwizną zarostem – na włosach również było widać upływ lat.

– Nie zamierzałem cię straszyć, chciałem, abyś wiedziała, jak naprawdę wyglądam.

Nadal nie potrafiła wydobyć nic z gardła. Powiodła wzrokiem na schody – podróżnicy nie uszli za daleko. Rewint cały czas wymachiwał rękoma i zamiast skupić uwagę na stopniach, atakował brata, chcąc jak najszybciej uzyskać odpowiedzi. Był wzburzony, Werkmun zaś spokojny jak oporządzone niemowlę.

Wutern nie zamiarował czekać, aż córka sama z siebie zacznie współpracować. Pochwycił ją za dłoń i ścisnął mocno. Oczy dziewczyny zwiększyły objętość, a ciepło, jakie poczuła, sprawiło, że uniosła kąciki ust. Odnosiła wrażenie, że przy nim nie musi powielać zachowania Humin i może śmiało pozwolić, aby jej odważniejsza połowa wyszła z cienia i odzyskała wolność.

– Gotowa?

– Nie wiem, co masz na myśli? – wydukała.

– Przeleję do twojego mózgu trochę informacji. Zapis może być chaotyczny, ale z czasem poukładasz wszystko w całość. Nie będę cię zamęczał ględzeniem, bo nawet najwytrwalszego słuchacza by to znużyło. Z obrazem pojawią się również pytania, na które nie znam odpowiedzi. Kiedy zrozumiesz, co mną kierowało, będę oczekiwał decyzji odnośnie do pomocy. Mam nadzieję, że nie odwrócisz się do mnie plecami.

– Ten przekaz mnie odmieni? – słowa wypływały z coraz większą swobodą. – Rewint mówił, że jestem uśpiona.

– Do tego potrzebujesz Werkmuna. Jemu oddałem większość siebie, więc… Jesteś oszołomiona i zapewne nic z tego nie rozumiesz. Jednak bądź pewna, że twój mąż zawsze będzie po naszej stronie, a to, że musieliśmy cię wykorzystać wbrew twojej woli, było ostatnią deską ratunku. Kiedy odzyskasz logiczne myślenie, zapewne nas przeklniesz, ale to małżeństwo nie jest skonsumowane i zostało zawarte jedynie po to, aby ominąć wymysły Ałtula. Zawsze mogę usunąć znamię i na powrót będziesz wolna. Tam, na dole, gdzie spędziłem sporą część życia, dostrzegłem to, czego oczy na górze nie były w stanie zauważyć. Kapłan, który udzielał zaślubin, tak samo, jak ja, nienawidzi Ałtula i przystał na układ bez mrugnięcia powieką.

Nie była zła. Nie umiała okazywać emocji, o jakich mówił. Skoro to było jedyne wyjście z sytuacji, nie będzie narzekać. Była czysta, a fakt, że na powrót ma rodzinę, uskrzydlał. Z czasem wszystko będzie jasne, a blokady padną. Pamięć powróci, wypełniając luki.

– Odzyskałem wolność z trzech powodów:

Po pierwsze, osiągnęłaś pełnoletność.

Po drugie, poślubiając boga, zdjęłaś wszystko zło, jakie wisiało na tobą i wszystkimi, w których żyłach płynie ta sama krew.

Po trzecie, jesteś strażniczką i to ty ustalasz zasady. Ałtul o tym wie i zdaje sobie sprawę, że jak zabraknie mu istot do manipulowania, księga zakończy zapis, pióro odleci, a maź wyschnie. Przyszłość każdego z nas jest w niej zapisana i wisi nad naszymi głowami.

Ałtulowi przewidziano śmierć, lecz nie określono z czyjej ręki.

– Zaczynamy?

Skinęła z aprobatą, chociaż było widać, że ma pewne wątpliwości.

– By to szlag! – doleciało z góry.

Wzrok ojca i córki powędrował w stronę hałasu. Trójka wędrowców zbiegała ze schodów – za nimi podążali ludzie Ałtuli.

– Muszę znikać. Dokończymy rozmowę – usłyszała.

Kiedy zerknęła przez ramię, po ojcu pozostał jedynie odcisk na śniegu. Ponowne przechylenie głowy. Wzrok natrafił na mężczyzn – biegli w jej kierunku i wyszarpywali broń zza pasków. Wstała i uczyniła to samo. Ostrze lśniło w blasku słońca, a ona wyglądała, jak bogini z tymi długimi włosami, rozwiewanymi przez wiatr.

Uciekinierzy przystanęli, zrobili zwrot i czekali. Porozumiewali się bez słów i tym razem wyglądało na to, że zamiarują współpracować. Niesnaski pomiędzy braćmi najprawdopodobniej zostały zażegnane, bo nie patrzeli na siebie spode łba. Midyn tkwił pośrodku, jakby miał za zadanie interweniować, kiedy jednak dojdzie do zwady.

– Dość tego! – zagrzmiał Werkmun. – Nie będę walczył! Nie muszę!

Miał po dziurki w nosie ciągłego udowadniania, kim to on nie jest. Był mordercą, owszem, ale zmęczonym i mażącym o gorącej kąpieli i długim śnie.

Ludzie Ałtula, którzy byli o włos, stanęli. Miny mieli zdziwione, a oczy wystraszone – nie spodziewali się tego. Werkmun zrzucił cielesną powłokę i rozbłysnął fioletem. Wewnątrz płonął ogień i wystawiał jęzory ponad strukturę.

– Zdychajcie, kanalie!

Pomarańczowe niebo zakryły czarne chmury. Wiatr smagał spocone ciała i potęgował ziąb. Rewint z Midynem wyrwali umysły z osłupienia i podbiegli do dziewczyny. Była nieobecna, zafascynowana tym, jak mąż korzysta z tego, czym dysponował.

Grzmot – piorun uderzył w skałę. Śnieg topniał, ziemia drżała. Opary zgęstniały, a z powstałej szczeliny wypełzły żywe, ogniowe stwory. Skupisko magmy oblepiało chude i szczupłe zarysy czegoś, na podobieństwo mumii. Lawa skapywała, a ubytki były natychmiast wypełniane kolejną.

– Aderg huut grej koor! – echo poniosło odgłos hen za wierzchołki gór.

Zalegający tam śnieg runął, wywołując zawieruchę.

– Na ziemię i nie podnoście głów, dopóki nie będzie wokół was głuszy! – nakazał.

Wyciągnął w ich stronę rękę. Czerwone punkciki, które wypuścił z dłoni, zaczęły tańczyć wokół nich, opadać i tworzyć ścianę. Zasklepiły górny wylot – tkwili w dźwiękoszczelnej kopule.

Po chwili otuleni miękką kołdrą zaczęli podnosić ciała z wilgoci. Lawowe stwory rozdziawiły otwory gębowe, uwalniając pokłady tak niskich dźwięków, że pobliskie drzewa wyrywało z korzeniami, a stojący na wprost napastnicy, zostali odrzuceni. Wstali jednak i zaczęli znikać. Peleryny opadły na śnieg, a obłoki mgły walczyły z podmuchami wichru.

– Asser tup!

Ogniste twory otworzyły oczy – czarne kulki sięgające głębi. Maleńkie kropki na środkach, wodziły za mgłą. Temperatura wysuszyła trawę i najcieńsze krzaki w okolicy. Liście runęły na podłoże jak rzęsisty deszcz. Ruszyły, wypalając głębokie ślady przy każdym stąpnięciu. Ręce wyrzucane ku górze chwytały obłoki i wysuszały do ostatniej kropli wody. Ściana wody runęła z nieba – jeden syk, kłęby kurzu i przygasające formy lawowych maszkar. Zastygały w przeróżnych pozach, jednak nadal osuszały powietrze.

Ałtul pokazywał swoją potęgę i to, że ma nad wszystkim kontrolę, jednak nie docenił przeciwnika.

Przemienionych w mgłę już z lupą szukać. Namiastki ich jestestwa wirowały gdzieniegdzie, próbując jeszcze połączyć siły i uderzyć skumulowaną energią.

Werkmun chodził zamaszyście i dotykał zastygłych form – kruszały i ponawiały pracę. Jeszcze chwila… śladowe ilości pary… czarne chmury rozgonił wiatr, a po ludziach Ałtula zostało jedynie parę obłoczków, tuż nad głowami i szaty wystające spod śniegu.

– Aderr fit tud!

Mutanty, które powołał, przygasły i zaczęły znikać w szczelinie. Kiedy ziemia zsunęła brzegi, Werkmun podszedł do bańki, dotknął – zniknęła, a on powrócił do poprzedniego wyglądu. Gapie siedzieli po turecku i nie zamiarowali wstać. Najbardziej przejęta była Metrysa. Miała przed sobą potwora, który jednym oddechem mógł ją pozbawić tchu. Zniszczyć wszystko, przemieniając w popiół. Obleśna transformacja była gorsza, niż to, co widziała u ojca. Wbrew temu wszystkiemu, ognik w sercu nie opadł na dno. Rósł w siłę i napierał ku górze.

Do Rewinta dotarło, że brat rzeczywiście jest potężny i nawet samemu Ałtulowi będzie trudno go zgładzić. Nie mógł sobie wyobrazić, ile mocy Werkmun przejął, kiedy on odreagowywał stres, ciskając żywiołami w mieszkańców. Powinien odpuścić i zacząć budować relację braterską od podstaw, jeśli chce doczekać kolejnego cyklu słońca. Jednak nie byłby sobą, gdyby zachował milczenie, więc spytał:

– Nie mogłeś tego zrobić, kiedy napadli nas poprzednio?

– Nie – fuknął. – Przed wypełznięciem Wuterna z piekła, musiałem kryć swoje umiejętności. Ojciec tylko czeka, aby zabrać wszystko, co z nim związane.

– Możesz go przywołać, skoro niebezpieczeństwo zażegnane? Chcę wreszcie poznać prawdę – zagadnęła dziewczyna.

– Nie muszę. – Spojrzał na nią ciepło. – Siedzi tam, gdzie siedział. Zaklęcie maskujące działa. Ci, co polegli, zapewne pilnowali wejścia, a skoro nie wyskakują na nas kolejni najemnicy, myślę, że powinniśmy wejść do Pustelni, gdzie zasięg Ałtula nie sięga i na spokojnie wyjaśnić wszystkie wątpliwości.

Wutern cofnął zaklęcie i podszedł.

– Nie mogę tam wejść – rzucił. – Junig nie wpuszcza najstarszych w swoje skromne progi. Poza tym nawet jakbym spróbował, przy pierwszej bramie zostanę pozbawiony nieśmiertelności, co oznaczałoby mój koniec. Przekażę córce to, co na chwilę obecną będzie najistotniejsze. Przemyślałem pewne sprawy i obarczanie mózgu wszystkim naraz, to zbyt wiele. Daj mi rękę, zamknij oczy, a wy odstąpcie, bo mogę kogoś niechcący porazić i okaleczyć duszę.

Postanowił zacząć od początku. Tematy związane z wrogami i celami, jakie muszą osiągnąć, pominie i przekaże, jak będzie na to gotowa.

***

 

Usiedli na stopniach i zaczęli się nawzajem taksować. Midyn sięgnął do tobołka z bronią. Wyjął złoty miecz z błękitnym ostrzem, wyszczerzył zęby i zaczął nim wymachiwać. Wprawę miał – nie podlegało dyskusji, jednak jego popisy nie wzbudziły większego zainteresowania. Jedyne Metrysa obdarzyła go promiennym uśmiechem, co bracia zauważyli i nie mówiąc nic, zaczęli wodzić wzrokiem po okolicy.

Dziewka przełknęła nadmiar śliny, zarzuciła włosami i pozwoliła ojcu objąć dłoń. Przeszedł ją dreszcz – był lodowaty.

– Możesz odczuwać ból głowy, ale nie będzie nadzwyczaj uciążliwy. Temat ślubu pominę. To zajście wyjaśnisz z mężem. Nie musisz się go obawiać. Nie jest taki, jak go malują, jednak brakuje mu kogoś, kto nim pokieruje. Trzeba przykrócić bestialstwo i nadużywanie trunków. Mam nadzieję, że po naszej ostatniej rozmowie, spuści z tonu i ograniczy zabawy i uciechy cielesne. Oddałem mu ciebie, więc musi zmienić zwyczaje albo…

– Zgładzisz go?

Głupie pytanie. Jasne, że tak, pomyślała.

– Nie mówię „Tak” ani „Nie”. Wszystko zależy od tego, jakie wnioski wyciągnie. Jestem mu wdzięczny, za to, co dla mnie zrobił, ale poza tobą, nie mam nikogo i nie pozwolę cię skrzywdzić. Werkmun słynie z ciętej ręki i jeśli tylko wyczuję, że cię uderzył albo coś gorszego, odbiorę mu moc i oddam wampirom na pożarcie.

Jednak Wutern był bezwzględny.

Dobrze, że nie wie, iż Werkmun już podniósł na mnie rękę, pomyślała i zerknęła w jego stronę – obserwował ją.

– Wiem – oświadczył. – Pohamowałem go wtedy i przymknąłem oko, bo zachowanie pozorów przed poddanymi wymaga czasami zrobienia czegoś wbrew własnej woli.

Oczywiście, ojciec czytał w myślach. Też by chciała wiedzieć, co o niej sądzą. Niestety, nie odziedziczyła tej umiejętności. Nawet przepowiadanie przyszłości szwankowało i wizje przychodziły z opóźnieniem.

– Zamknij oczy i otwórz umysł. Opowiem ci co nieco.

Mrok. Mózg poszukuje punktu zaczepienia, jednak jest na to za wcześnie. Mija chwila. Jasne promyczki załamują czerń, oświetlając postać.

„On – jego ambicje i nadprzyrodzone moce były tak silne, że każda boska chmura drżała, kiedy przelatywał obok. Nie znał rodziców, jednak wiedział, że byli kimś, bo ojciec Ałtuli przyjął go z szeroko rozwartymi ramionami i traktował jak równego sobie, a nawet i ponad to, co czasami zauważał. Bogowie mieli go za dziwaka i nie ukrywali, że woleliby, aby opuścił ich szeregi. Prośby zostały wysłuchane. Podniósł rękę na brata, targany rozpaczą i niesprawiedliwością. Zaatakowany przedstawił występek jako zamach. Prawda była zgoła inna i tylko nieliczni ją znali”

Wizja ustała, aby powrócić ze zdwojoną, wyraźniejszą mocą. Mimika twarzy Wuterna sugerowała, że jest to dla niego męczące.

„Wieki temu, kiedy nie dzieliła ich przepaść, byli nierozłączni. Ożenek Wuterna ze zjawiskową kobietą zakończył sielankę. Pech chciał, że Ałtul również ulokował w niej swoje uczucia. Niestety, jej serce należało do tego pierwszego i pomimo licznych prób zniechęcenia go w jej oczach, nie uległa. Powiedziała tak. Wutern wbił bratu nóż w serce, ale nie po złości… kochał. Na wieść, że Aquna jest brzemienna, nie trzeźwiał przez dwa cykle słońca, przepełniony radością, której dotąd nie potrafił nazwać. Ałtul kierowany nienawiścią, poprzysiągł, że nie dopuści, aby kolejne dziwadło przyszło na świat – bogini pochodziła z nieznanej rodziny. Zaraz po narodzinach Ałtul próbował zgładzić niemowlę, jednak brat wyprzedził go o krok i podrzucił dziecko do ludzi, którzy mieli być jego rodzicami i przykrywką, dopóki nie osiągnie pełnoletności. Kiedy powrócił na nieboskłon, Aquna nie żyła, a jego strącono w przepaść, naznaczając najcięższymi klątwami, jakie istniały. O zamordowanie ukochanej podejrzewał brata, jednak siedząc w odosobnieniu, doszedł do wniosku, że nie byłby do tego zdolny – kochał ją. Wutern pragnął poznać prawdę i odnaleźć winnego, jednak coś mu podpowiadało, że luba żyje”.

Przekaz ustał. Zaczerpnął tchu i potarł palcami skronie. Miał coś jeszcze do dodania, ale był wyczerpany. Wyczuł, że córka ułoży puzzle i kiedy zacznie pytać, przekaże jej resztę.

– Wystarczy – burknął.

Wzruszył ramionami i podszedł do siedzących na schodach, po czym wziął Werkmuna na stronę. Dziewka stała jak zahipnotyzowana – nie była jednak sama. Pomocne dłonie przyjaciół spoczywały na ramionach i pomagały zrelaksować ciało.

– Wiesz, co masz robić – zaczął. – Pamiętaj, że po uwięzieniu Mrocznej Trójcy, grono osób, którymi manipuluje mój brat, skruszeje. Spróbuj przekonać żonę, aby podjęła próbę i spróbowała zdobyć Kieł Stimba. Liczę, że zdobędziecie jeszcze paru sprzymierzeńców i wspólnymi siłami pokonamy Ałtula. Ja w tym czasie zregeneruję siły i uruchomię szpiegów, aby znaleźli grobowiec Aquny.

– Chodźmy – rzucił Werkmun i złapał dziewkę za dłoń.

– Zaraz. Chcesz go tutaj zostawić? – zagadnęła.

– Ma sprawy do wyjaśnienia, a nas czeka trudna misja. Słyszałaś przecież, że tam nie wejdzie, więc…

Odpuściła – był przekonujący. Jednak czuła pustkę. Dopiero co go poznała, nie zdążyła zapamiętać wyglądu, a on znów znikał. Na szczęście miała przyjaciół i Werkmuna. Czekała tak długo, poczeka jeszcze, aby nawiązać relację, jakiej ich pozbawiono. Miała dobre serce, ale zaczynało kuleć i wytwarzać chłód. Jak podziwiała Ałtula, tak teraz stracił w jej oczach i spadł na dno.

Odnalazła wzrok męża, zacisnęła szczelniej przestrzenie pomiędzy palcami i wzdychając, pozwoliła się prowadzić w nieznane.

Werkmun czuł ją dosłownie wszędzie, zapomniał o pozorach i wyszło z niego to, co przykrywała maska – miłość i troska.

Nie umknęło to uwadze pozostałych, ale przytyków nie było. Za to Metrysa zrobiła coś, czego woj się na ten moment nie spodziewał – oparła głowę na jego bicepsie.

Urósł w oczach. Gdyby wiedział, że dziewczyna nie potrafi przestać odganiać myśli od jego osoby, zapewne by tu teraz tańczył ze szczęścia.

– Nie zapomnij o tym, co czeka na uwolnienie – napomknął Wutern. – Aby pokonać mojego brata i przywrócić porządek, potrzebujemy wsparcia każdego.

Zapanowała cisza. Rewint przestał pić, Midyn zajadać owoc, który dostał od dziewczyny, a ona sama nie mogła się doczekać, aby odkryć, kogo ojciec miał na myśli. Zawsze stroniła od obcych, jednak teraz pragnęła mieć ich obok siebie, wielu. Podobało jej się takie życie, pełne niespodziewanego przełamujące utarte schematy nudy i posłuszeństwa. Nareszcie była kimś i większość tutaj obecnych musiała się z jej zdaniem liczyć.

Była podekscytowana.

– Racja, Ahtyl.

– Jego duszę również schwytałeś? – spytał Rewint.

Odpowiedział mu głupkowaty uśmiech.

Werkmun żadnemu nie przepuścił. Wszystko, co dogorywało, lądowało w nim.

Następne częściStrażniczka nieumarłych / 19

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania